środa, 10 lipca 2013

waited for the year to end.

 Zrobiłam sobie przerwę od 3 godzinnego retuszowania starych, poniszczonych fotografii. Niesamowicie męcząca praca,  pochłania nie tyle mnie ile moje oczy, liczy się precyzja. Pierwszy raz od dłuższego czasu pościeliłam łóżko, myślałam, że w ten sposób się wyśpię, ale gdzie tam...
Słabo mi. Wczorajszy koncert klezmerki wzbudził we mnie najsilniejsze wspomnienia. Rok temu, ta sama godzina, to samo miejsce i zupełnie JUŻ inne myśli. Teraz skupiłam się na muzyce, nie na NIEJ. To chyba dobrze, prawda? więc o co chodzi?!
L. mi coś udowodniła. Tak jakby: 'fajnie, że żyję, ale FAJNIE tylko wtedy kiedy jestem potrzebna, mam na coś wpływ, ludzie czegoś ode mnie chcą' Zero bezinteresowności. A ja naiwna (po raz nie wiem już który) nabrałam się na jej sympatyczną twarzyczkę. Tak, wiem, ostrzegali mnie.
Zdałam maturę, mam pracę, którą mimo wszystko kocham. Teraz zostało mi tylko czekać na werdykt przyjęcia (lub też nie) na studia. Przeraża mnie wizja pustego mieszkania, bycia sam-na-sam- ze- sobą 24/h. Będzie ciężko, czuję to w kościach.
Co się dzieje, dlaczego zwisa mi nad głową wielki głaz, kruszy się co chwilę, przygniata. Strach, że lada moment spadnie i rozciśnie jak żabę zasypując niedopowiedzeniami, ciągłościami, nierozwiązanymi problemami, mało sympatycznymi wydarzeniami z przeszłości, prokrastynacyjnymi zachowaniami.
Doszłam do pewnego wniosku, bardzo ważnego w istocie. To wszystko przez Ciebie! ( jejku, jak to śmiesznie brzmi, heh) Jestem pewna. Kiedy pojawiłeś się w moim życiu przywlokłeś za sobą JĄ. To dla Ciebie 'taka' byłam, żebyś mnie zauważył, lubiłam Twoją troskę, czułam się wtedy jakaś taka...potrzebna. To było wołanie o pomoc, którego Ty nie usłyszałeś albo...nie chciałeś usłyszeć. Dlaczego więc za Tobą tęsknię, skoro wyrządziłeś mi tyle zła? Na wspomnienia o Tobie mam łzy w oczach. Wszystkie nieszczęścia odkładam na bok, prowizorycznie zapominam i chcę Cię dalej. Zapraszasz mnie do siebie, biegnę w Twoją stronę, a Ty za każdym razem zamykasz mi przed nosem drzwi. I tak w kółko od ponad roku. Nie znudziła Ci się jeszcze zabawa w kotka i myszkę? Rozumiem, że gramy na pełen etat? Ja już mam powoli dość.
Z Twojej inicjatywy poznałam A. Wszyscy myślą, że już we mnie nie mieszka, znalazła sobie inną ofiarę, heheh Ci 'wszyscy' są w błędzie. Tymczasem Ona jest we mnie wciąż, przeszkadza, nie daje zapomnieć. Zajmuje większą część mojej głowy. Jestem słaba, a Ona dodatkowo mnie wykańcza. Ciągłe myślenie o jednej ( z perspektywy NORMALNEGO człowieka) banalnej rzeczy potrafi doszczętnie zrujnować życie. Męczy bardziej niż niejedna straszliwie okrutna praca fizyczna.
Ostatnio poznałam wielu ciekawych ludzi, mówią, że jestem wspaniała, nie wiem dlaczego...ale to naprawdę bardzo miłe. Szkoda mi będzie tego wszystkiego, boję się, że to tylko przejściowy stan, że bańka mydlana zaraz pęknie i wszystko co ma w środku rozsypie się na milion małych kawałków, których nikt nie będzie w stanie zebrać do kupy. A jej wnętrze to ja.
Czy ja zawsze muszę pisać notkę, gdy trwam w stanie prawie że agonalnym?! najwidoczniej blog to jedyne miejsce, w którym mogę żalić się do woli... Dobra, wracam do pracy. Czekają na mnie zdjęcia do przeróbki z milionem niedoskonałości i szczególików. Au revoir!

Tak jak obiecałam, na zdjęciach Paulina.  Wkrótce pojawi się jej więcej :)



Tom Odell - Another Love


niedziela, 23 czerwca 2013

łzy się śmieją, kiedy są za duże

Tak bardzo się boję. 4 dni i wszystko będzie jasne. Mam nadzieję, że to będzie pozytywna jasność, a nie jej przyćmiona strona. W tej chwili nie wiem co czuję, gubią mnie wszelkiego rodzaju myśli, męczą, nie dają zapomnieć. Poza tym praca, fotografia wcale nie jest łatwa, bywają momenty, że nie zawsze jest też przyjemna, ale mimo wszystko kocham to i nigdy w życiu z niej nie zrezygnuje, nie żałuję tej decyzji, a praca w zakładzie fotograficznym na pewno w jakimś stopniu mi pomoże. Chociaż sama już nie wiem. Poza tym jesteś Ty i Ona, z którą ostatnio straszliwie się męczę, to już rok, szkoda, że nie ma lekarstwa na wspomnienia, które bolą jak cholera. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale na pewno coś dziwnego, w jednej chwili jestem bardzo szczęśliwa, a w drugiej jedyne na co mam ochotę, to zamknąć się w pokoju, zawinąć w kołdrę i płakać, po cichu, tak żeby nikt niczego nie zauważył, o nic nie pytał. Tak bardzo mi ciężko. Nienawidzę obecnego stanu, nienawidzę użalania się nad sobą, czyli tego co aktualnie robię.Myślałam, że sobie poradzę, radziłam, naprawdę! Nie chcę żeby to się skończyło, nie chcę stać się tą osobą, którą byłam jakiś czas temu, z którą nie umiałam się dogadać, której nie potrafiłam zaakceptować. Jeśli stanie się najgorsze (czego nie dopuszczam do świadomości), to sobie najzwyczajniej w świecie nie poradzę i spadnę na same dno, z którego tak długo próbowałam się wydostać. Jutro lektorium wyjeżdża do Wilna, a ja zostaję w pracy, kolejny okropny fakt, jak ja sobie poradzę bez kontaktu z Wami? Mam nadzieję, że samotność mnie nie zabije. A Ty? Tak bardzo mieszasz mi w życiu, dajesz i zabierasz, niepotrzebnie się przyzwyczajam, za szybko. Stop. Myślałam, że będzie inaczej, myślałam....no właśnie, za dużo myślałam i to mnie zgubiło. To czasem trwa. To może nawet bardzo długo trwać - zanim się wszystko ułoży.

Kilka zdjęć z przewodnika po Krasnogrudzie. Trochę więcej na ten temat TU. A w kolejnym poście możecie spodziewać się ogromnej ilości zdjęć z cudowną modelinką!

John Frusciante - Time Tonight

środa, 22 maja 2013

pyłek motyla

Myślałam, że już mi przeszło. Wcale mi nie przeszło. I dziwnie jest usłyszeć z ust babci słowa: 'Poprawiłaś się, rok temu o tej porze miałaś nóżki jak patyczki' z jednej strony szczęście, a z drugiej...?
Miły tydzień, 100% z ustnej matury z polskiego, 80% z angielskiego, bo musiałam trafić na Pana M, którego zrozumienie to sztuka wymagająca niezwykłego skupienia, cóż, widocznie nie jestem wystarczająco dobra. Chyba zaczynam wierzyć w ludzi, niezwykłe ile obca osoba może mieć w sobie ciepła, a nie znając się praktycznie w ogóle można czuć się jakby znało się siebie wieki, czyż to nie wspaniałe? Samotne podróże autem dziadka, zupełnie innym niż moje, lepszym, nowszym, wygodniejszym, ah marzenie. Już nikt się nie martwi, że coś złego może mi się stać. Zdjęcia, dużo zdjęć, praca. Praca? Mam nadzieję od czerwca, moja wymarzona. Trochę się pozmieniało, no proszę jak niewiele trzeba, zrozumiałam. Już wiem, po co chodzę TAM co niedzielę, już czuję, nareszcie. Trzy kubki herbaty czekają na swą kolej, lubię czuć jej ciepło, choć i tak wypiję zimną. Pośpiewam, potańczę, posłucham, zanim siostra wróci z łazienki. Ona przecież nie wie. Rower, brakowało mi go, bardzo. Choć trochę dzikie wydaje mi się jeżdżenie w pojedynkę, nie ważne co myślą inni. Sam na sam, ze sobą, z myślami. Muszę konieczne znaleźć słuchawki. Słodycze, moja codzienność...jeszcze w to nie wierzę...Rok, skończyła się bitwa w mojej głowie, zamiast tego wciąż nachodzą mnie angielskie słówka, dobrze mi z tym, mogę myśleć po angielsku, czemu nie. Bałagan na biurku, na podłodze, na głowie i w głowie. Muszę wziąć się za porządki. S. obiecała, że mi pomoże, kochana. Nie umiem, nie potrafię się cieszyć. Choć nie powiem... kilka dni temu, po wynikach ustnych matur po raz pierwszy od (Jego śmierci?) poczułam się szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa, cholernie szczęśliwa. Ale przeszło mi, szkoda. Jak zatrzymać ten błogi stan, zna ktoś na to receptę? Zaprzyjaźniłam się z Panem Wielkim. To znaczy...tak mi się wydaję. Ostatnio chyba dużo mi pomaga, dziwi mnie to. Nie przestawaj proszę, daj z siebie więcej, wiesz, że tego potrzebuję. Ciasto, kawałek po kawałku, ałaaa. Bla bla bla bla bla, nie ma jej, nie ma, nie ma! Kwas, słowa są jak kwas. Bolą...Dać radę, przetrwać, przeżyć. Dlaczego to takie trudne...za trudne. Wstrętne niepohamowanie, więcej i więcej, a po co? Już nie umiem...jak dawniej, zapomniałam jak to jest....Mętlik, mieszanka, skrzyżowania, setki skrzyżowań. Gdzie ja idę, dokąd? A może już jadę? mam przecież prawko, w Opelku spędzam coraz więcej czasu, mimo to wciąż się gubię, nie mam brunatno-granatowego pojęcia, w którą drogę skręcić, którą ścieżką iść. Dużo rozmów, dużo ludzi, chyba zaczynam wierzyć w słowa: 'Byłabyś znakomitym psychologiem' ah, jakże bym chciała!
Czy można być smutnym z przyzwyczajenia?







Anouk - The Good Life

sobota, 20 kwietnia 2013

zabardzość. nadczucie.


Po pierwsze: 6 dni i nic już nie będzie takie samo. 6 dni i wszystko się zmieni. Nie mam siły,właśnie teraz kiedy potrzebuje jej bardziej niż powietrza. Tęsknię, już tęsknię za tym od czego stroniłam te 3 lata, za chemią, której serdecznie nienawidzę, za egzystencjalnymi przemyśleniami na polskim, za wiecznym nie-ogarem klasy na lekcjach matematyki, za koniecznością pełnego skupienia na historii i gotowości odpowiedzi na pytania w najmniej oczekiwanych momentach, za bieganiem po 11 kółek dookoła stadionu na w-fie...za nauczycielami, których nie darzyłam sympatią, za przepychankami na korytarzu szkolnym i tysiącami mijających twarzy, ah! nawet mogłabym dalej bać się tych sprawdzianów ze znienawidzonych przedmiotów... skoro bałam się trzy lata i wytrzymałam, to wytrzymałabym jeszcze trochę. Nie wierzę, że w piątek przekroczę progi tego LO, nie wierzę, że nigdy więcej nie usiądę przy swojej ławce, że nie napiszę kartkówki, chyba nie jestem jeszcze tego w pełni świadoma...
Po drugie: MATURA. Boję się, boję się, boję się! Dlaczego nic mi nie wychodzi, głupia matma! po co się starć, skoro i tak nic nie potrafię! Teraz całe moje życie spoczywa w jej dłoniach. Matematyko, proszę daj się zrozumieć...
Po trzecie: Okropny czas. Mniej więcej rok temu o tej porze wszystko się zaczęło. Pogoda za oknem sprawia, że zamiast cieszyć się słońcem, przypomina mi się to, co najgorsze. Pamiętam jak traciłam świadomość, wchodziłam w 'inny' świat nie do końca zdając sobie z tego sprawę, teraz już wiem i przez kilka najbliższych miesięcy nie będę w stanie o tym zapomnieć. A przecież nie mam na to czasu! nie mam! muszę zająć się innymi, ważniejszymi sprawami, dlaczego nie mogę....dlaczego akurat teraz?! Nawet kawa straciła swój smak. Cholerne lustra (ale to nie ich wina, że pokazują prawdę). Nigdy się nie pogodzimy. Rzucam w Twoją stronę miliony obelg, a Ty dalej nie chcesz mnie opuścić, czy tak bardzo Ci na mnie zależy? tak bardzo chcesz zepsuć mi życie? Kocham Cię czy nienawidzę? Czego ja właściwie chcę? Tęsknię za Tobą czy za Twoim brakiem? Nie chcę o tym myśleć...chcę zapomnieć. Tylko....czy kiedykolwiek będę w stanie? Jak ja siebie nienawidzę. Będąc pozornie silną, użalam się nad sobą, kolejny paradoks. Niech świat się zatrzyma, na minutkę, sekundkę, błagam.......ja po prostu za nim nie nadążam, biegnę i przystaje co chwilę. To za dużo. To wymaga więcej niż mogę z siebie dać...Chciałabym umieć się w końcu cieszyć, tylko, że nie mam ku temu powodów...
przeżyć to!
przeżyć to!
przeżyć to!
jeśli przetrwam, będzie już tylko lepiej...

Matthew and the Atlas - Within the Rose

piątek, 5 kwietnia 2013

Odpływaj świecie. Odpływaj

2 tygodnie wolnego 'przeleżane', taki ze mnie leń. No dobra może niekoniecznie zadowala mnie fakt spędzania całych dni w domu, bo po pierwsze- okropnie się nudzę. (tak wiem, powinnam sumiennie przygotowywać się do matury!), a po drugie jest tego przyczyna- moja biedna noga...w sumie to nie wiem co mi się w nią stało i jakim cudem, ale naderwałam sobie tkanki miękkie (o ile możliwe jest takie coś i jakkolwiek dziwacznie to nie brzmi. cóż, lekarz tak stwierdził, więc to chyba prawda) 2h na pogotowiu, no pięknie, a miałam się uczyć do kartkówki z mapy- Azja i Ameryka Śr. tymczasem owe kraje rozbiegały się po mojej głowie, baa po moim pokoju, a nawet bym powiedziała...uciekły przez okno, bo nic, a nic nie pamiętam. Jeden plus słówka z angielskiego w pełni opanowane! przynajmniej tyle. ale za to w chodzeniu wciąż jestem nieudolna.

Hmhmhmhmhsz, jest grubo po 01:00 w nocy, siedzę i sączę herbatę, właściwie to 3, bo dwie już wypiłam. Moje małe uzależnienie.
Ahhhhh, marzę o czerwcu, niech już będzie po maturach! niech już ten okropny stres się skończy (zabija mnie w tym momencie, a co będzie w maju?! wolę nie myśleć). Chcę już mieć święty spokój, wyruszyć z I. w podróż dookoła Europy, dostać się na studia, załatwić wszystko, co z nimi związane, znaleźć jakąś dorywczą pracę (najlepiej dotyczącą fotografowania, o!) Jestem aspołeczna, niespójna. Pragnę czegoś jednocześnie nic nie robiąc w tym kierunku. taka postawa aż boli. Czyli wymagam zbyt wiele? (yyy, szczerze? chyba tak. Dobra....na początek wystarczy mi zdana maturka i zadowalające wyniki, ah byłabym wówczas w siódmym niebie!) Mimo tego nie wyobrażam sobie mieszkania bez rodziców, w innym mieście, z dala od znajomych, rodziny. Czy ja kiedykolwiek przestanę być dzieckiem i nauczę się wreszcie samodzielności? oto jest pytanie. Może za 100 lat mi się to uda. mooooooże, lecz pewności nie mam. A z drugiej strony ciągle wydaje nam się, że poradzimy sobie ze wszystkim sami, że będziemy niezależni od wszystkich, że nie potrzebujemy nikogo do szczęścia. Lecz gdy ledwo sięgamy dna, jedyne czego chcemy, to osoby pełnej miłości, która nas mocno przytuli i nigdy nie opuści. Dlatego trochę się obawiam tej mojej niedalekiej przyszłości.
Oby myślenie o 'tym' nie przeszkodziło mi w dalszym życiu, mam ważniejsze sprawy na głowie, nie mam czasu na pierdoły! Jak to było kilka lat temu? gdy nie zdawałam sobie z niczego sprawy, niczym się nie przejmowałam? ah, jakże było pięknie i beztrosko...czy ten stan nie mógł trwać po dziś dzień? Zapewne mógł, tylko widocznie nie dałam mu na to pozwolenia. Więc do kogo te pretensje Droga Olu? do siebie samej, podziękuj sobie, Ty jesteś wszystkiemu winna, nikt inny, zapamiętaj. iiiiii... Pamiętam. Wiem przecież, moja wina. Cóż. Jesteśmy wszystkim tym, co się w nas wydarzyło. Mamy w sobie setki dziur. Ale cichooosza, było-minęło-nigdy-już-nie-wróci. i tego się trzymajmy. Fakt faktem, że ludzie noszą w sobie bardzo widoczny strach. Nerwice, depresje, nałogi świadczą o tym, że wielu z nas czuje podskórnie, że przez lata zgromadzili w sobie kwas, który teraz zaczyna się ulewać.

Eh, kolejny nudny post, a miałam być taaaaka kreatywna, :hahaha: no brawo. O zgrozo! muszę na nowo zainstalować sobie photoshopa i wybrać się na jakąś sesję, bo nie jestem w stanie dłużej wytrzymać bez aparatu w dłoni. Tyle czasu spędził w swoim wiernym mieszkanku, zamknięty na trzy spusty, jakby miał się czegoś obawiać, jakby miał go ktoś skrzywdzić. biedactwo. mamusia ciągle przy tobie jest!
Dlaczego mam tak wiele chęci, pomysłów, planów, wtedy kiedy nie mam na to ani odrobiny wolnego czasu? Pewnie dlatego, że jestem jedną, wielką prokrastynacją i zostawiam wszystko na ostatnią chwilę, a jak coś mnie raz natchnie, to pochłonie w całości. A ja nie mam wpływu na moment, w którym to się stanie. no nie ma zmiłuj, zwyczajnie nieeeee ma
Kończę tego okropnie dłuuuugiego posta, bo plotę bez sensu (jak zawsze zresztą) rozwodząc się na tematy, które w gruncie rzeczy z 'tematem' nie mają nic wspólnego. ale coooo tam, przecież to nie ważne. nie ważneeee. Przecież możesz mieć wszystko, robić wszystko albo być wszystkim, czym chcesz.

Tymczasem zostawiam Was ze starymi (woow! doprawdy, któż by się spodziewał...) zdjęciami. Tym razem w roli głównej Anna.
(Być może już niedługo- jeśli tylko zepnę tyłek, wrzucę tu jakieś foto-nowości, oby, oby!)


 Foals - My Number

wtorek, 2 kwietnia 2013

szklany klosz

Już wiem. Już rozumiem. JUŻ albo DOPIERO.
Nareszcie zdałam sobie sprawę, z tego jak wielkie błędy popełniłam w swoim życiu. Bądźmy szczerzy...popełniałam je zawsze, ale ten ostatni był chyba najgorszym z możliwych. Spadałam. Przyznaję się bez bicia. W momencie kiedy byłam przekonana, że unoszę się ku górze, spadałam. Byłam pewna, że jestem już bliżej niż dalej, że jestem  wysoko, że mogę wszystko, tymczasem leżałam już głęboko, na samym dnie. No prawie....bo wstałam, w ostatniej chwili i z ciężkim sercem, ale wstałam, podniosłam się. Rok. Tyle mniej więcej wysiłku wymagało bym się podniosła i ruszyła w przód. Lepiej późno niż wcale, prawda? Nigdy nie zrozumiem dlaczego to zrobiłam, nie pojmę swojej własnej głupoty. Chciałabym cofnąć czas i od nowa zacząć przygodę w liceum. Wiedziałabym jak się zachować, jakich gaf nie popełniać...szkoda tylko, że to niemożliwe.
Mimo tego, iż pozornie nikt nie domyśliłby się, że kiedykolwiek mogłam się z 'nią' zmagać, to Walka toczy się dalej... ale chcę ją wygrać i wierze, że mi się to uda. Do tej pory cieszyłam się z przegranej. Rany Boskie, po jaką cholerę wpakowałam się w to wszystko?! dlaczego?! przecież gdybym tego nie zrobiła, gdybym nie próbowała...byłabym teraz zupełnie inną osobą, cieszyłabym się z najmniejszej drobnostki, jak każda nastolatka potrafiłabym dostrzec szczęście. Ale ja go nie widzę, nie umiem, nie potrafię. A może wcale nie chcę znaleźć tej jakże cudownej eudajmonii? Ono jest, mijamy się na każdym kroku, krzyczy do mnie, woła bym wzięła je pod swoją opiekę, to ja nie zwracam na nie uwagi. Mea culpa, mea maxima culpa, ale why?! przecież mam wszystko czego pragnę, wspaniałą rodzinę, przyjaciół, dlaczego nie potrafię tego docenić? Przecież TO jest szczęście! niektórzy oddaliby życie, by mieć to co mam ja...czemu więc tak istotny fakt mnie nie satysfakcjonuje? Postaram się, obiecuję! Muszę się zmienić, chcę tego, pragnę. Zmarnowałam najlepszy okres mojego życia, czas przepłynął mi przez palce, zatraciłam się w tym chorym świecie, tym samym oddalając się od bliskich. Straciłam wiele, zaniedbałam miliony ważnych spraw. Żałuję, chciałabym wszystko naprawić, ale czy jestem w stanie, czy ludzie potrafią mi jeszcze wybaczyć? Powoli odzyskuje wzrok, przebrzydła ślepota odchodzi, mam nadzieję, że już na zawsze. Siebie nie jestem w stanie zaakceptować i ta kwestia się nigdy nie zmieni, choć próbowałam, bezskutecznie. Nie wiem jak wyglądam, nie wiem jaka jestem, nie potrafię spojrzeć na siebie obiektywnie, nie wiem co jest prawdą, a co kłamstwem. To mi przeszkadza, uwiera, ale przeboleję. Nauczę się z tym żyć, w sumie to już idzie mi całkiem nieźle, robię ogromne postępy, choć sama już nie wiem czy cieszyć się z tego, czy płakać. Zaakceptuje siebie, choć nie będzie mi łatwo, na pewno. Zrobię to, dla rodziny, przyjaciół, dla tych wszystkich wspaniałych ludzi, którymi się otaczam, którzy tak bardzo we mnie wierzą i na których pomoc zawsze mogę liczyć. Z tak wielką, wspólną siłą musi mi się udać. Pomimo wszelkich barier powoli doceniam drobne detale, zauważam każdy promyk słońca, każdy uśmiech, gest. Nie mogę dopuścić by najlepsze lata mojego życia przeminęły z wiatrem. Złowrogie wspomnienia odsuwam na bok, topie je w rzece, z której nie ma powrotów, wkrótce odpłyną na wieczność. (czuję to w kościach?!?)
 Nie zważając na to, iż 'od NIEJ można uciekać, ale nie można uciec'- mam jednak nadzieję, że przestanie mnie prześladować i zawracać mi głowę swoimi przebiegłymi zdaniami. DOŚĆ! chcę zacząć żyć normalnie. NORMALNIE. Ot tak po prostu, jak zwyczajna, NORMALNA dziewczyna w moim wieku. Teoretycznie nie jest to takie trudne, gorzej z praktyką, której muszę stawić czoła i zrobię to. Obiecuję. Będę silna...tym razem nie zawiodę. I promise.

A tu kilka staroci, mianowicie zdjęcia pięknej Gosi, jesień 2011 bodajże?



 

♫♫♫

 Iron And Wine - Upward Over The Mountain


sobota, 30 marca 2013

3,2,1 start!

Jejku...ROK. czyli tak dawno nie pisałam, tak okropnie dawno... nie wiem czy jeszcze pamiętam jak się to robi... Ostatnio wspominałam o jeździe, tymczasem zdałam (dość dawno) egzamin na prawo jazdy, a teraz szykuję się do maturrrki!  Nie wierzę, ten czas tak szybko ucieka. Było lato, jest...zima? Teoretycznie mamy wiosnę, a w praktyce wygląda to zupełne inaczej, śnieg za oknem, choinka na parapecie i...Wielka Sobota, cóż święta. Nie, nie Bożonarodzeniowe, a Wielkanocne. Psikuuus, co?
Uhhhhh. Mam mieszane uczucia, klikając w klawiaturę właśnie w tej chwili, tu, na moim starym, ale jakże kochanym blogu- czuję coś dziwnego. Wracają wspomnienia, masa wspomnień.  Dobra, koniec, postanowione! zaczynam od nowa! tzn. tak jakby...bo nie usunę starych postów, są dla mnie hmmmm swoistą pamiątką, mam do nich sentyment (głupie, co?). Nie będę owijała w bawełnę, nie napiszę dlaczego mnie nie było, dlaczego nie pisałam. Wiele się zmieniło, baaaaaaardzo wiele. Zamierzam zmienić swoje życie, a jednym, może nie najważniejszym, ale dość istotnym faktem, który będzie miał na to wpływ jest zamiar regularnego pisania na blogu! tak właśnie! Zabrakło mi tego straszliwie! cholernie się za Wami wszystkimi stęskniłam, zaniedbałam tyle spraw....dobra, nie będę się rozczulać! Zamierzam wszystko naprawić, czuję, że muszę, że chcę.
Mam w planach wyzdrowieć, bardzo tego pragnę, a prowadzenie bloga-pamiętnika na pewno mi w tym pomoże :) Mam dość tych okropnych, chorych myśli biegających po mojej głowie.
Zastanawiałam się czy nie założyć nowego bloga, całkiem anonimowego, ale póki co zostaję przy tym, o! Niczego się nie wstydzę...Zamierzam być z Wam szczera i będę.
Nie wiem, co mogę jeszcze powiedzieć. Ten post będzie raczej taki nijaki, typowo organizacyjny, za to kolejne mam zamiar baaaaardzo urozmaicić, aaa właśnie! jeśli macie jakieś pomysły to piszcie, o czym mogłabym tu nawijać? Ubrania...sama już nie wiem, wiersze, cytaty? co do tego, też nie jestem przekonana...hmhmhmhmsz coś się wymyśli! Na koniec trochę mnie z sierpnia.
Trzymajcie się cieplutko! Wesołych Świąt!
O.